niedziela, 28 marca 2010

wczoraj

wczoraj było dobre. nawet bardzo.
było zimno, padał deszcz, grill się nie chciał rozpalić, a czas leciał za szybko.
miałam bardzo zły humor na początku. DA nie przyjechał. i wcale problem nie tkwił w tym, że nie przyjechał. napisał, że to problemy rodzinne, ale czy na pewno? a może zwyczajnie nie chciał przyjeżdżać? może to tylko głupia wymówka? nie mogę przestać się nad tym zastanawiać. jakby było mało, to on, całe wczoraj dzwonił i pisał do mnie. a ja nie byłam w stanie się zmusić to tego, żeby mu odpisać albo odebrać. tak zupełnie chciałabym się odciąć. nie musieć nigdy więcej go widzieć i słyszeć. niestety to nieuniknione. zobaczę go w najbliższy weekend, bo są święta. i nie da się zrobić tak, żeby po prostu się z nim nie spotkać, bo on i tak przyjdzie. dlaczego ta cała sytuacja nie mogła wydarzyć się zaraz po tym, jak on poszedł na studia? wszystko byłoby takie proste. oszczędziłoby mi to tyle bólu...
ale wczoraj było bardzo dobre. siedziałam z ludźmi, z którymi jestem bardzo blisko . siedzieliśmy, piliśmy, śpiewaliśmy, rozmawialiśmy. to było takie... prawdziwe. namacalne. w końcu miałam poczucie, że to jest to, że niepotrzebnie się bałam idąc na studia, bo akceptacja ze strony ludzi pojawiła się bardzo szybko. zawarłam nowe, bardzo poważne przyjaźnie. to wspaniałe mieć świadomość, że są ludzie, którzy się o mnie martwią, którzy o mnie myślą, dla których jestem wyjątkowa. i wszystkim WAM dzięki :*
wczoraj też zdecydowałam, że nie wycofam się, że będę walczyć o DA, aż jasno da mi do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. nie chcę przekreślać tego z góry. za często to robiłam.

1 komentarz:

  1. Tak czytając twoje notatki, z łatwością dochodzę do wniosku żeśmy z tej samej gliny ulepieni ;)

    OdpowiedzUsuń