niedziela, 25 sierpnia 2013

oto ja. elegancka mieszanka faktu i fikcji.

życie to akt przemocy, w którym siłą nadajemy czasowi sens.

dziś odnalazłam prawdziwie smutną siebie. nie. nic się nie stało. a może to dlatego? że właśnie nic? że moje życie jest ciągłą skrajności niczego? tęskniłam za sobą. za tą grafomańską sobą. za tą w rozpaczy zatopioną. przeszłość to ta część złudzenia, w której rzeczy mają sens. czy Ty masz sens dla mnie? czy MY mamy sens? czy Ja mam sens? dla samej siebie? ... mam poczucie, że za bardzo się chciałam w podświadomości mojej uszczęśliwić. na siłę rzecz jasna. jestem ostatnio dla wszystkich tak wyrozumiała, pełna wybaczenia, nadziei... okropność. przestałam narzekać. mieć pretensje. to był jakiś pozytywny psychiczny constans....
ale dzisiaj....
dzisiaj widzę, że mi mijasz. i Ty i On. mijacie mi.
jakby wszystko zataczało koła. ciągle, stale, permanentnie. jakbym utkwiła w pewnej historii. ileż razy można popełniać błąd obsadzając głównego bohatera? może w tym tkwi problem? że mnie zawsze o głównego bohatera chodziło, a nie o mnie.
tęsknię za byciem naiwną i rozchwianą. tęsknie za tym, że wtedy wydawało mi się, że to co czuję jest słuszne.
dziś jestem mądrzejsza, o lat kilka, o doświadczeń wiele i głupsza o wiele decyzji.
zaraz znowu będę musiała się żegnać. pora dorastać.

piątek, 24 maja 2013

powiedz, powiedz, powiedz gdzie jesteś?

nie ma sprawiedliwości na tym zasranym świecie.
R....
masz 35 lat i do niedawna byłeś okazem zdrowia.
nie chcę nawet myśleć, co się może zdarzyć...
znamy się 11 lat... znamy się, jak nikt.
do tej pory pamiętam nasz pierwszy pocałunek. 8 grudnia... nasz pierwszy raz....
specyficzna relacja.
dzięki Tobie nauczyłam się tak wiele.
nie wiem, jak nazwać to co nas łączyło i łączy nadal.
na początku byłeś dla mnie złem koniecznym, spotkania z Tobą choć przyjemne, to jednak obligatoryjne. miałam 12 lat, kiedy się poznaliśmy.  to było w październiku. miałeś wysoki głos, to rzuciło mi się, jako pierwsze. nawijałeś trochę, jak włoch. na trzecim spotkaniu pozwoliłeś mi przestać mówić do siebie "pan". niepostrzeżenie stałeś się dla mnie starszym bratem. kształtowałam się na Twoich oczach. pamiętam, że zawsze byłeś. zawsze mnie słuchałeś i nigdy nie bagatelizowałeś moich problemów. nie ukrywałam przez Tobą nawet moich zaburzeń odżywiania. miałeś do mnie cierpliwość. do tej mnie. młodej, naiwnej, głupiej, zakochanej.... zabawne. znałeś każdą jedną moją miłostkę i TĘ miłość też znałeś. przeszedłeś ze mną operacje, trudną rekonwalescencję. byłeś zawsze. widywaliśmy się średnio 4 razy w tygodniu.mogłam Ci powiedzieć wszystko. Ty mnie również.
opowiadałeś mi o swoich problemach małżeńskich, o tym, że jej nie kochasz. o tym, jaki jesteś rozgoryczony, bo złapała Cię na dziecko. jesteś zbyt prawym człowiekiem, żeby wtedy ją zostawić.  namawiałam Cię do zmiany podejścia, do tego, żebyś więcej czasu spędzał ze swoją żoną. to ja wybrałam imię Waszego drugiego dziecka. pamiętasz?
potem nadeszło liceum, Ty znów znosiłeś moje wewnętrzne przemiany. odnosiłeś wiele sukcesów w pracy, stałeś się niezastąpionym dla innych, dla mnie byłeś już dużo wcześniej. sam zbudowałeś dom dla Waszej rodziny, samodzielnie kładłeś płytki, nosiłeś pustaki i kryłeś dach. sam też zaprojektowałeś ogród i po dziś dzień sam się nim zajmujesz. SAM. właśnie o to chodzi. ciągle pracowałeś, założyłeś swoją firmę, nie odpoczywałeś, nie jeździłeś na wakacje, bo to, mówiłeś - zrobisz na emeryturze. zaprosiłeś mnie na parapetówkę. poznałam Twoją rodzinę. Twoja córka od razu mnie polubiła. Twoja żona niestety okazała się być kobietą bardziej nijaką i nudną, niż kiedykolwiek mogłam się tego spodziewać. zaniedbana, zapuszczona, powierzchowna, prosta. jak sam mówiłeś z bólem w oczach "w domu byłeś maszynką do zarabiania pieniędzy". nie polubiła mnie. zawsze robiła Ci awantury z mojego powodu. podejrzewała Cię o romans ze mną. wyzywała, robiła sceny. kiedyś nawet zabroniła Ci do mnie przyjeżdżać. wtedy zniszczyłeś tę słynną szklaną ławę w salonie. ona zniszczyła wtedy znacznie więcej. jesteś tak opanowanym człowiekiem, że nie wiem, jak można było Cię aż tak zdenerwować.
Ty byłeś bardzo samotny w tym wszystkim. pewnie dlatego stało się miedzy nami to wszystko.
Twoja żona niejako wywróżyła nam ten romans.
zaczęłam studia, zanurzona w nieporównywalnie wielkim rozgoryczeniu, bólu, lęku. pełna obaw, ze złamanym od tęsknoty za NIM sercem. wspierałeś mnie, martwiłeś się, opiekowałeś, dzwoniłeś, pytałeś, byłeś.
i potem stało się. pocałowaliśmy się. i od tamtej pory, moje miłości i Twoje małżeństwo istnieć przestały. i tak już czwarty rok.
nigdy nie chciałam, żebyś się rozwodził, wiesz o tym. Ty też nigdy nie chciałeś rozwalać mi życia. czasem rozmawialiśmy o tym, jacy bylibyśmy razem szczęśliwi, leżąc przytuleni. snuliśmy wyobrażenia o wspólnej przyszłości i to nam wystarczało. oboje wiemy, że to nie miałoby miejsca bytu. wiele razy mówiłeś mi, że to przy mnie odnalazłeś szczęście, że czujesz coś, czego nie czułeś nigdy. że uwielbiasz we mnie wszystko to, czego ja w sobie nienawidzę. doceniliśmy się wzajemnie i to nas połączyło już na zawsze. nigdy nie powiedziałam Ci, co tak właściwie do Ciebie czuję, nigdy nie powiedziałam Ci, że byłeś moim pierwszym mężczyzną. to byłoby nie fair wobec Ciebie. nałożyłabym na Ciebie zbyt dużą odpowiedzialność. jest tyle rzeczy, których Ci nie powiedziałam....

....


a teraz w Twoim śródmózgowiu mnoży się bakteria, która zatruwa Twój organizm. nie da się jej powstrzymać, medycyna rozkłada ręce. mutant, pochodny gruźlicy. w 90% przypadków lokuje się w płucach. Ty masz ją w mózgu. nie wiadomo ile masz czasu, nie wiadomo co będzie.
podjąłeś to ryzykowne leczenie. wyniki będą za 6 tygodni.

nie mogę sobie ze sobą poradzić. nie potrafię się z tym pogodzić, nigdy się z tym nie pogodzę. nie umiem się skupić, sesja za tydzień, a ja siedzę i płaczę. boję się. tak skurwysyńsko się boję.
przy Tobie jestem silna i będę zawsze. chcę być silna dla Ciebie. widzę, jak gaśniesz, widzę, jak się poddajesz, ale ja Ci nie pozwolę się poddać.

piątek, 8 lutego 2013

biegnę prosto w ogień

dawno tego nie robiłam.
już niemal zapomniałam, jakie to uczucie - wyciągać emocje ze swojej głowy i ujmować je w słowa, znaki, zdania.
zaczęłam żyć. z dnia na dzień, bez większego zastanawiania się nad bezsensem i jego pochodnymi.
nadal jestem zakochana. tylko tym razem staram się nad tym nie myśleć za dużo. bawi mnie jednak fakt, że historia niejako zatoczyła koło.
Smerf Ważniak podobnie jak TAMTEN nie są społecznie uwielbiani. nie wiedziałam ich podobieństwa. nie chciałam widzieć.
żaden facet nie mówił tak do mnie. żaden tak ze mną nie rozmawiał. i z żadnym nie miałam tak pięknego świata. tym razem nie chcę się poddać.
"biegnę prosto w ogień. to już postanowione".
 to uczucie jest dziwne. jest takie świadome. nie chodzi mi o to, że racjonalne, ale niesamowicie świadome. wiem w co się pakuję. wiem, jaki jest. apodyktyczny, trudny, piękny. wiem, że ma wielki bagaż życiowy. i ja wiem też, że chciałabym z nim ten bagaż nieść, targać, tarmosić, wlec, otworzyć i wyrzucić niepotrzebne rzeczy albo dołożyć. i ja wiem, że dałabym radę.
chciałabym, żeby i on wiedział.
nie. nie wie.
i pewnie się nie dowie.
ludzie go nie rozumieją, nie znają. nie popierają mnie w tym uczuciu.
zabawne, bo ja samej siebie nie popieram, ale jest coś co nie pozwala mi odejść. odpuścić.

nie poznałam jeszcze nikogo, o tak pięknym mózgu.
jest przy tym nadwrażliwy. i dumny. jak ja.
może dlatego tak mnie do niego ciągnie?
boję się teraz o tym pisać. bo napiszę za dużo. i nie chodzi o to, że ktoś się dowie. chodzi o to, że ja sobie to uświadomię.
i znowu będzie za późno,
już jest.

bo mam wrażenie, że byliśmy ze sobą umówieni od lat.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

nie mam nic do powiedzenia

ludzie wrażliwi rzadko rozmawiają o swoich problemach. nie potrafią, nie chcą martwić bliskich, wolą milczeć i wszystko przeżywać samotnie, sądząc, że tak będzie lepiej. nie mówią wprost, że coś jest nie tak, więc nie mają w nikim wsparcia, nie mogą liczyć na pomoc. a jeśli już wspominają, że jest źle, to i tak do końca nie mówią o wszystkim tym, co czują. najbardziej bolesne szczegóły i tak zostają na dnie serca, które z dnia na dzień coraz bardziej krwawi. osoby zranione nie potrafią zaufać. boją się kolejnego rozczarowania. są przekonane, że mogą liczyć tylko na siebie. i to w pewnym sensie prawda, należy uważać na to, komu się ufa i komu powierza się swoje tajemnice. należy mieć dystans, nie przywiązywać się zbyt szybko do ludzi. ale nie należy również wszystkich ludzi od siebie odsuwać, bo są takie osoby, które chcą nam bezinteresownie pomóc, ale my tego nie dostrzegamy. czasami zwykła rozmowa wiele może zmienić. czasami świadomość tego, że jest ktoś, komu na nas zależy, może przynieść ogromną ulgę, jeśli tylko docenimy starania tej osoby. strach przed zranieniem jest głupi, bo prędzej czy później każdy nas zrani.

trzeba tylko umieć zdecydować, dla jakich osób warto jest cierpieć.