niedziela, 12 lutego 2012

po drugie: rozgoryczenie.

"nie, nie chcę Cię skrzywdzić"
"jesteś świetną dziewczyną i na pewno kiedyś znajdziesz kogoś dla siebie."
"nie chcę psuć tego co mamy"
"przyjaźń jest taka piękna"
"przyjaźń jest wieczna"
"przecież zawsze możemy się przytulać"

oczywiście! bo cóż innego?
nie rozumiem instytucji dzisiejszych związków. kiedyś było o wiele prościej. kiedyś albo się kochało albo nie. teraz się jeszcze "lubi" albo "bardzo lubi", można jeszcze "uwielbiać", zawsze najintensywniej, kiedy chce się iść z kimś do łóżka. co to jest? co się stało z instytucją miłości? dlaczego faceci się boją? dlaczego ja się boję mówić o moich uczuciach. dlaczego już nie potrafię? czemu lęk przed odrzuceniem jest silniejszy?

co się z nami wszystkimi kurwa stało!?!?

dawno nie pisałam niczego tutaj. odsuwałam od siebie pewne fakty z nadzieją, iż skutecznie wyprę je ze świadomości. cierpię. nadal, cały czas.
cicho.
nie jestem tą samą osobą. przestałam się lubić. znowu jestem wrogiem samej siebie. z każdym dniem coraz więcej we mnie agresji. nie mogę się skupić. wszystko zawalam. ciągle robię coś nie tak.
nie wierzę ludziom. nie wierzę im, kiedy mówią o mnie dobre rzeczy. przestałam się szanować, doceniać, uśmiechać. żyję z dnia na dzień czekając na cud. czasem mam poczucie, że to wszystko, to musi być jakiś film albo sen. to nie jest moje życie.
z momentem uświadomienia sobie, co to jest miłość oddałam prawo do rządzenia moim światem innym ludziom.
nie płaczę. znowu nie mogę.
nie mogłam wtedy. 4 miesiące temu, kiedy siedziałam z nim w samochodzie. teraz też nie płaczę. płakałam, kiedy musiałam uśpić psa. płakałam bardzo. miałam wrażenie, że to cierpienie sprawiło, że znowu zaczęłam "czuć".
dziś dowiedziałam się, że ten (X), który niedawno krzyczał mi w twarz, że mnie kocha mnie oszukał. wow. ależ nowość. nie kocha mnie. kolejny. znalazł sobie nową. inną. fascynującą. moja rozmowa z nim mnie dobiła. być może to zabrzmi okropnie, ale chciałam, żeby mnie kochał. chciałam mu wierzyć. otworzyłam się przed nim. powiedziałam mu, że mi na nim zależy, a on krzyczał, że mnie kocha. a teraz na przemian mnie olewa i wyraża swoją tęsknotę. czułam, że ktoś jest. czułam, że ktoś zawrócił mu w głowie. ciekawe dlaczego mi o niej nie powiedział. no tak. zapomniałam, że ja i on nigdy nie będziemy razem, bo on na pewno by mnie skrzywdził. a poza tym to przecież kocha mnie, jak siostrę.

kurwa. przestańcie mnie traktować, jak kogoś bez uczuć.

nie chcę się nigdy więcej zakochiwać. nie chcę nigdy więcej nikomu zaufać.

sobota, 11 lutego 2012

welcome

a ona znów udawała, że ma go głęboko w nosie. jak najdalej odsuwała od siebie myśl, że tak bardzo pragnęła z nim być. nigdy nie potrafiła przyznać się do błędu. do tego, że taki drań mógł zawładnąć całym jej światem.



to jest parszywy czas.

wytnijcie mi serce.