niedziela, 28 sierpnia 2011

mrzonka o lepszym jutrze

gdybym tylko mogła zamknąć oczy, pochylić się do tyłu i skulić jak embrion, gdybym mogła zanegować świat rzeczywisty, i gdyby tak cały świat rzeczywisty przestał naprawdę istnieć.


poniedziałek, 8 sierpnia 2011

all over again

"dwa słowa.
dziewięć liter.
powiedz je, a będę Twoja."


zawiązał mi na szyi sznur. dosłownie.
oto ja. jak to On sam twierdzi "zbyt dumna" quasi feministka, studentka prawa, posiadająca więcej ikry niż nie jeden samiec...
jestem niewolnicą.

przecież i tak nic by się nie zmieniło, gdybyśmy byli razem. byłoby tylko lepiej. byłabym po prostu pewniejsza. nic więcej. jest wieczór. On jest w łodzi. wyrusza nad morze. z przyjaciółmi.

mam dziś iście melancholijny nastrój. nastał czas na wspominanie tego, co było.
zadbał o to, bym nie musiała w tym roku korzystać z zeszłorocznych wspomnień, prawda?

po powrocie Jego rodziców z wakacji, z każdym dniem stawał się.... jakby mniej mój. zdarzało się, że był zwyczajnie niemiły, chamski i opryskliwy, jak wtedy, na ogródkach piwnych. wróciłam do domu i czułam się fatalnie. dlaczego? bo On był niemiły. bo jestem jedną z tych, które uzależniają swój humor od mężczyzny, jego zachowania, mimiki, słów... a czasem nawet nadinterpretacji jego wydechu.

przy pisaniu dzisiejszego posta, słucham soundtracku z "arizona dream". tak dobrze się przy nim wspomina... jest coś tak potwornie odpowiedniego w kompozycjach Bregovica. nie mogłam wybrać nic innego.


w piątek zdecydował, że zrekompensuje mi swoje zachowanie i zaproponował spotkanie. jak zawsze wszystkie moje dotychczasowe plany przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. rutyna. na niespełna godzinę przed umówionym czasem, zadzwonił i zaprosił mnie do siebie do domu. na kawę z mamusią.
kiedy przypominam sobie, w jak okropny popłoch wtedy wpadłam... od razu się uśmiecham pod nosem. więc to była "kawa z mamusią", a nie wyjście z Nim. uznałam, że wyglądam nieodpowiednio. wyrzuciłam wszystkie rzeczy z szafy i postanowiłam dostosować się do sytuacji, bo krwistoczerwone usta mogłyby być źle odebrane, tak jak i fryzura pod tytułem "mów mi dzikuska".
denerwowałam się, tak jakby był to egzamin mojego życia. w końcu wielmożna matka, zaiste postanowiła zejść. zostawił nas same. po wymienieniu kilku grzecznościowych komplementów, zaczęło się maglowanie. moje poglądy polityczne. moje zdania na wszelakie tematy. nie omieszkała również dać mi do zrozumienia, że ona wie. wie, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, a nawet jeśli jest inaczej, to ona nie dopuszcza tego do swojej świadomości. uwaga o tym, że powinien się wyspowiadać po wakacjach w bługarii, na które się wybiera, nie umknęła mi. i to jej spojrzenie, kiedy chciała sprawdzić moją reakcję. do tej pory mam dreszcze na ciele. nie dałam się. przy jej synu zbyt dobrze nauczyłam się kryć prawdziwe uczucia i emocje oraz przede wszystkim reakcje.
nie pozostałam jej dłużna, chwaląc kawę, którą dla mnie przyrządził.
"wszystko co On przygotuje jest najlepsze na świecie" - powiedziałam patrząc jej prosto w oczy. być może była zazdrosna, ale reasumując było całkiem sympatycznie. potem piliśmy piwo na kolei. a On pytał o moje uczucia. nie. oczywiście, że nie te do Niego. było ciemno. było późno. jechał pociąg. siedzieliśmy obok siebie, dwa metry od zasuwającego pociągu. okropnie wiało. moje włosy tańczyły w każdym kierunku. postanowił odsunąć je z mojej twarzy. spojrzeliśmy na siebie. to był jeden z TYCH magicznych momentów, kiedy ma się wrażenie, że czas stanął w miejscu. uśmiechnęłam się do Niego, odwzajemnił uśmiech, pociągnął mnie za kosmyk włosów. odwróciłam wzrok w stronę pociągu, On zrobił to samo.
-"kocham Cię"
- lady puFF, co mówisz? ten pociąg tak huczy, że nie słyszę.
***
a potem ten dzień następny. kiedy powiedział mi, że zostanie w łodzi po studiach. bo przecież "prócz rodziców nic Go tu nie trzyma".
zabolało. nadal boli.
i te Jego monologi. o tym, że musi znaleźć żonę, ustatkować się, mieć dzieci. i ja obok. stłamszona, zraniona, płacząca w środku.
.
jak co roku. jak co spotkanie. jak co telefon od Niego.

tracę na Niego najlepsze lata mojego życia.
już teraz czuję się za stara, by móc zakochać się na nowo.