środa, 17 marca 2010

never-ending WHY

tak bardzo chcę coś napisać. oczyścić się. chcę, by w końcu mi ulżyło.
i nawet nie mogę się zebrać. sesja completed, chociaż tyle.
byłam szczęśliwa. to były trzy piękne dni. czułam się doceniona, szanowana. ja i DA byliśmy na randce. to było takie... prawdziwe, takie wspaniałe. śmialiśmy się i gadaliśmy non stop.
trzy dni. trzy piękne dni.
potem zadzwonił On i powiedział dwa słowa. tak, te słowa, które zrujnowały mi wszystko.
"kocham cię, lady puff"
i runęło. rozpierdoliło się. piff paff puff kurwa.
tak długo na to czekałam. ile to już będzie? siedem lat. w listopadzie będzie osiem. najpierw kochałam go jak dziecko, potem jak nastolatka, potem jak kobieta.
powiedział to w najgorszym momencie.
ja w swojej głowie zaczęłam przekierowywać wszystkie uczucia i emocje na DA. i tak dobrze mi szło. był taki moment, że chciała olać wszystko i wszystkich: DA, R i całą resztę, zadzwonić i powiedzieć: tak, ja też cię kocham. kocham nad życie.
na szczęście był to tylko ułamek sekundy. zrobiłabym to i co? i On znów za dwa miesiące zerwałby ze mną przez darmowego smsa z bramki internetowej. albo by mu się zwyczajnie odwidziało.
byłam bardzo zmieszana, nie umiałam znaleźć sobie miejsca. nie wiedziałam co robić. unikałam DA jak tylko się dało. potem jednak postanowiłam się zebrać. historia przecież lubi się powtarzać. on już po raz trzeci usiłuje odbudować nasze relacje, bo to po raz kolejny ktoś kręci się obok mnie. tym razem postanowiłam, że nie popełnię tego błędu. tym razem chciałam postawić na DA. i chciałam mu opowiedzieć o DA, wyjaśnić.... a On wtedy zrobił coś, czego bym się w życiu nie spodziewała.
"żartowałem, przecież wiesz. na pewno żywię do ciebie jakieś uczucie, ale to nie to, które mogłoby nas połączyć, jako parę. to zwykły sentyment. a tak w ogóle... co byś powiedziała na seks bez zobowiązań?"
...
płakałam.
to co czułam, co czuję, nadal jest nie do opisania.
nie byłam w stanie nic mu powiedzieć, obróciłam wszystko w żart i jak zawsze skończyłam rozmowę. a potem już tylko płakałam.

Time will help you through
But it doesn't have the time
To give you all the answers
To the never-ending why

ból jest inny, nowy, obcy, niezdefiniowany.
myślałam, że on już nie może mnie zranić mocniej, niż robił to wcześniej. myliłam się. czułam się, jakbym dostała policzek. ogromny policzek od losu.
przecież ten, którego kochałam najmocniej tyle lat, nie ma dla mnie za grosz szacunku. seks bez zobowiązań? a co ja jestem? co, chciał sobie potrenować? zawsze mnie uprzedmiotawiał, ale żeby aż tak? za kogo on mnie ma, proponując coś takiego? w ogóle mnie nie szanuje. w ogóle. chciałam go zniszczyć, zdeptać jak robala, zemścić się. i zrobiłam to. dzisiaj. będzie go bolało, już go boli. sięgnęłam po mega drastyczne środki, ale mu się należało.
jak tak można? przecież rozmawialiśmy ostatnio, przecież wie... zawsze wiedział ile dla mnie znaczy i co do niego czuję.
teraz już tylko się nim brzydzę.
piątek wieczór był ostatnim, kiedy przez niego płakałam.

nauczę się przenosić myślami gdzie indziej. wtedy nie będę czuła, a jeśli nie będę czuła, nikt nie będzie mógł mnie zranić. w żaden sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz