środa, 6 stycznia 2010

it's just a thought. only a thought.

dziś dokładnie mija rok i jeden dzień od kiedy założyłam tego bloga. stan odwiedzin 170 - niezły wynik, tym bardziej, że znam dwie osoby, które bywają tu regularnie. lost soul, która jest fundamentem tego bloga i która zawsze wie, co dzieje się w mojej głowie, mimo tego, że jest daleko (;*). yoshi, który dopiero zaczyna mnie poznawać i mam nadzieję uwierzy. jest jeszcze yuna, która zaginęła gdzieś tam w cyberprzestrzeni i inni. wszystkim Wam dzięki. mam świadomość tego, że ten blog w zasadzie nie niesie za sobą nic interesującego. nie jest też typowy i zwyczajny. miał to być blog o moich przemyśleniach, a ja czytając te wszystkie posty mam wrażenie, że zrobiło się z tego love story. może to dlatego, że To uczucie właśnie jest podstawą moich przemyśleń? nie wiem.
zebrało mnie na podsumowania.
i jakie są moje wnioski?

ja.
dorosłam. tylko to wcale mi się nie podoba. jestem jakby bardziej poukładana, co wcale nie znaczy mniej szalona. poziom rozgoryczenia w mojej duszy nadal jest ogromny. nauczyłam się bardziej dystansować. stałam się większą egoistką, ale w ostatecznym rozrachunku tegorocznych zmian moje podejście jest bardziej na plus. polubiłam siebie. jestem bardziej świadoma. siebie, swojego ciała i duszy. jestem pewniejsza i odważniejsza.

ja i On. temat rzeka.
nie zmieniło się nic. nadal Go kocham. miłość tylko ewoluowała i dojrzała. On wyjechał i to miał być koniec. nie wyszło. w ciągu tego czasu moje emocje były jak chorągiewka na wietrze. były momenty wolności, myślałam, że się od Niego uwolniłam. może nigdy tak naprawdę nie chciałam zamykać tego rozdziału. mimo bólu i łez. nie wiem. to uczucie we mnie jest dla mnie ogromną zagadką. nie wiem co się wydarzy, ale mam wrażenie, że ta sytuacja nigdy się nie zmieni. sama przecież wychodzę z założenia, że nie można przestać kochać. a dlaczego akurat On? tylko los zna odpowiedź na to pytanie.

ja i R.
pamiętam to bardzo dobrze. ten pierwszy moment, kiedy na chwilę jedynie potraktowałam go inaczej. "fajny facet, bardzo przystojny, szkoda, że zajęty." - pomyślałam. a potem rzeczy po prostu się wydarzyły. zawsze mi się podobał. zawsze tak bardzo fascynowało mnie jego podejście do życia. i ta jego dojrzałość. kandydat idealny. kiedyś nawet mówiłam do mamy, że chciałabym, żeby mój mąż był taki jak R. inteligentny, rozsądny, opanowany, wykształcony, troskliwy, uśmiechnięty, seksowny, WIERNY. no właśnie. było to dla mnie rzeczą imponującą, ta jego...wierność.
nie wie czy ją kochał, nie wie czy ją kocha. dla bezpieczeństwa nie pytam. połączyła ich ciąża. podziwiałam w nim tę siłę. tak wiele kobiet kusiło go wiele razy. opierał się zawsze. do czasu. i nie wiem czy to on nie oparł się mnie, czy ja jemu. to po prostu się wydarzyło. po pierwszym pocałunku myślałam, że nie będę w stanie spojrzeć mu w oczy, że coś się zepsuło, że może już nie będzie przyjeżdżał. obróciliśmy wszystko w żart. oboje nie żałowaliśmy. oboje nie żałujemy.

tylko mnie jakoś tak coraz trudniej spoglądać w lustro.


dwie rozmowy telefoniczne na cztery dni rozłąki to chyba za dużo. i po co do mnie dzwonił? i to jeszcze wtedy, kiedy ona siedziała obok? przecież my nigdy nie rozmawialiśmy przez telefon. jego smsy były ograniczone do trzech słów. a potem ta wizyta na mojej nk. to na pewno była ona.

nie chcę, by cokolwiek się zmieniało.

i te pieprzone słowa. po co on to wszystko mówi? przecież ja niczego nie chcę. niczego nie oczekuję. nie chcę jego słów. nie chcę tych wszystkich deklaracji. i jeszcze ma pretensje do mnie. irytuje go moje milczenie. "skarć mnie, albo pochwal. powiedz cokolwiek". lepiej milczeć. tym razem nie mogę stracić kontroli nad własnymi emocjami. wiem, że się nie zakocham. nie wolno mi. choć jakby nie patrzeć miłość niemożliwa zawsze trzymała się mnie blisko. poza tym, to on mnie przecież nigdy nie skrzywdził. nigdy nie powiedział nic, co by za bardzo bolało. nie pokocham go, bo R nie jest Nim.

KURWA.
spotkałam na swojej drodze kogoś, kto mnie akceptuje taką, jaką jestem, a nie jaką mogłabym być. kogoś, kto oszalał na moim punkcie, uzależnił się. kogoś kto mnie szanuje, komu mogę zaufać. kogoś, kto nie ma żadnych wymagań. kogoś dla kogo jestem wyjątkowa. kogoś, kogo fascynuję. kogoś komu mogę mówić o własnych lękach.

spotkałam na swojej drodze kogoś, przy kim nie muszę nosić maski...
i nie mogę być szczęśliwa.

1 komentarz:

  1. Witaj. Dziękuję za odwiedziny u mnie.
    Smutne, co piszesz. A że Nowy Rok za pasem - życzę Ci, żeby puzzle się poukładały. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń