poniedziałek, 4 stycznia 2010

the day after yesterday.

nie mam internetu, co mnie strasznie irytuje. mętlik. jeden wielki, ogromny, hiperboliczny, przerysowany chaos. natłok myśli – jak zawsze. ogromna przepaść pomiędzy tym, co jest, a tym, co być powinno. to, czego pragnę jest i tak zbyt odległe i nieosiągalne. mam moment załamania – tak bardzo ich nie lubię. wątpię. w siebie, w życie, w przyszłość. obawiam się przyszłości. chcę się poddać. tak po prostu. no, ale znam siebie i wiem, że tego nie zrobię.
dominowało przerażenie. brak czasu, stres, załatwianie tylu spraw. z tym sylwestrem było tyle kłopotu. nie chciałam spędzić go, tak jak zawsze. nagle to na mnie spoczęła odpowiedzialność za ten wieczór. mitomanka nic nie zdziałała, mimo, że ma znajomości w całym województwie, a potem chełpiła się tym, że wszystko „załatwiłyśmy”. wiedziałam, że On wpadnie jej w oko. dlatego wcześniej powiedziałam jej, jak jest. dostawałam wścieku, kiedy widziałam, jak ta bezczelna dziewczyna zarzuca na Niego rękę, jak dotyka Jego włosów, jak z Nim tańczy. „bo ty nigdy tak nie zatańczysz dziewczyno” – mówiłam do siebie, usiłując opanować narastającą we mnie zazdrość i wściekłość.
miało być miło i pięknie. i było. On obok, nasze spojrzenia, skryte szepty, nieśmiałe gesty pełne emocji, kiedy w clubie przez 5 minut nie było światła, a potem wszędzie świece i piosenki rickiego martina z winyli. to było takie magiczne. miało swój wielki urok. a potem nadeszła północ i wszystko się posypało. te życzenia, te smsy, te rozmowy. z K, z M i z resztą. i to jedno słowo, o jedno słowo za dużo. „tęsknię”. co to miało być? co to oznacza? wszystko przestało być zabawne. bo jeśli R tęskni, to znaczy, że w jakiś sposób jest ze mną związany emocjonalnie, a ja tak bardzo tego nie chcę. tak bardzo się tego boję. boję się tego, co będzie teraz. teraz już nie mogę udawać, że nic się nie dzieje. to wszystko między mną a R stało się tak nagle, w zasadzie, to nawet teraz to do mnie nie dociera. „…ty, ty mnie dobrze znasz. wszystko o mnie wiesz. wiem, wybaczysz mi, że wszystko przeze mnie…”. tak bardzo obwiniam samą siebie o to, że wtedy straciłam kontrolę, że chciałam zapomnieć o swoim życiu choć na chwilę i ten jeden jedyny raz pierdoliły mnie konsekwencje. jakieś 30 minut po północy zaczęłam pić. porządnie. razem z Nim. byłam świadoma, jak wiele ten jeden wieczór będzie mnie kosztował. zamówili nam piosenkę „october and april”. tylko On i ja na parkiecie, blask świec i ta piosenka. wszystko przestało istnieć, wszystko przestało się liczyć, jak zawsze przy Nim. „i nagle zanurzyliśmy się błogo w naszym małym, lecz doskonałym kawałku wieczności.” potem już nie schodziłam z parkietu. szaleństwom nie było końca. nagle podchodzi do mnie kelnerka:
- orgazm dla pani, postawię na stoliku.
- yyy, ja nie zamawiałam takiego drinka.
- to nasza specjalność, od szefa lokalu.
----
rozmawialiśmy tylko chwilę. łysy, koło czterdziestki w okularach. zachwycony mną i moim podejściem do życia.
podzieliłam się tym orgazmem z Nim, bo był, jakby nie patrzeć, współudziałowcem. a potem podpity i zmęczony położył na moim ramieniu. tym razem, to On leżał na moim ramieniu. wytrzeźwiałam w sekundzie, by sączyć przyjemność tej chwili jak najdłużej. i wtedy poczułam, że muszę coś zrobić. cokolwiek. dla siebie. bo dłużej tego nie zniosę.
widzieliśmy się dzisiaj, bo jutro wyjeżdża. chciałam z Nim porozmawiać. okazja byłaby idealna, bo przyjeżdża dopiero w lutym. zdążyłabym się z tym uporać. zdążyłabym jakoś to ogarnąć. nie dało się. A była z nami i z nią zabrał się do domu. i zostawił mnie z czarą tęsknoty, cegłą na sercu, mętlikiem w głowie i łzami. A z Nim teraz rozmawia. wiem o tym. ona chce, żebym ułożyła sobie życie. zna mnie, jak nikt. jest dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką, kimś więcej, niż siostrą. chce dla mnie dobrze i wie doskonale, że ja i On tak bardzo się blokujemy, tym wielkim niedopowiedzeniem.
boję się, bo wiem, jaki będzie wyrok. wiem, że nawet jeśli On mnie kocha, to to i tak jest za mało. nie odważy się przeciwstawić całemu światu, tylko dla mnie. nie postąpi, tak jakbym ja to zrobiła. wiem jedno. tej przyjaźni dłużej nie zniosę. muszę ją zabić. a może będzie łatwiej. mam czas do lutego, a potem z czasem, powinno być łatwiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz