z K w końcu się wyjaśniło. w zeszły czwartek doszło do poważnej rozmowy. zaczęliśmy od nowa budować naszą przyjaźń. tyle, że na moich warunkach. żadnych niedopowiedzeń i bezpodstawnych pretensji. no i oczywiście otwarcie mówimy sobie o tym, co nas boli. no i było dobrze. jeden wieczór. potem znowu zaczął wracać do tych wszystkich spraw. pytał o M, a przecież temat M jest nieruszany od tak dawna. no i musiałam mu wszystko wyjaśnić. cały big deal sprzed prawie dwóch lat. jak ja nie lubię odgrzebywać takich rzeczy.
"grzebiąc w przeszłości można się tylko upaprać" - i to jest święta prawda.
pytał o tak wiele rzeczy, żądał tak wielu wyjaśnień... to się w końcu zirytowałam. miałam poczucie, że K nadal mi nie wierzy. po tym, jak rzucił mi słuchawką, postawiłam sprawę jasno. napisałam mu, że wypierdalam z jego życia. no bo po co mu przyjaciel, któremu nie ufa? cisza była nieznośna, ale wymowna.
---
7 piętro.
wychodzę z sali wykładowej, jeszcze zaspana, głowa ciąży od myśli. na końcu korytarza stoi K. w prawej ręce ma goździki, w lewej jakieś kartki. idę z grupą ziomali i paroma dość wścibskimi koleżankami. K podchodzi, zatrzymuje się przede mną, jestem przerażona. K uśmiecha się i pokazuje wzrokiem na pewien odosobniony kącik koło grzejnika. mówię do ekipy "nie czekajcie na mnie". a oni stoją wszyscy, jakby oglądali ostatni odcinek mody na sukces.
Świetnie.
w końcu olałam ich i skupiłam się na K. dał mi kwiatki i stwierdził, że zaczynamy od nowa. że chce mieć we mnie przyjaciółkę i, że to nie może tak być.
"nie zostawiaj mnie samego"
wręczył mi kartki. były to wydruki potwierdzające rezerwację w kinie na "new moon". zarezerwował dwa miejsca, każdego dnia nadchodzącego tygodnia, o każdej możliwej godzinie.
"bo nie wiedziałem, kiedy Ci będzie pasować"
byłam w szoku.
przytuliłam się do niego i od razu mi ulżyło.
z tyłu dobiegały mnie tylko świsty i gwizdy - moja grupa. oczywiście w ich odbiorze ja i K jesteśmy razem, ale to takie nieistotne.
najważniejsze, że ja i on wiemy jak jest.
przyjaźń to tak cholernie istotna sprawa.
nagle poczułam, jak ogania mnie dzika fala radości.
---
i wtedy zadzwonił budzik.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz