zastanawiam się... dlaczego tak po prostu nie potrafiliśmy się przyjaźnić? dlaczego to było takie trudne? dobrze, moje uczucia robiły swoje, ale co z Nim? obiecałam sobie nie myśleć więcej o tym człowieku. zarzekałam się i przysięgałam samej sobie. dlaczego teraz o nim myślę?
siedem i pół miesiąca.
może tak naprawdę nigdy nie byliśmy przyjaciółmi? słyszeliśmy się i uśmiechaliśmy wtedy, kiedy trzeba było. udawaliśmy przyjaciół, bo tak było nam wygodniej.
tęsknie za Nim. nie za moją miłością do Niego, a za Nim. jako za człowiekiem. za tym, jak się śmiał i za tym, że był jedynym mężczyzną, który łapał moje myśli w locie. nasze neurony lustrzane były nastawione na wzajemność.
nie byliśmy przyjaciółmi, bo definicja tego słowa jest równocześnie za szeroka i za wąska. przyjaźń o nas, to było "za mało" bo wiadomo, że kochaliśmy się i "za dużo", bo bywały dni, że byliśmy sobie obcy.
niby nie myślę o Nim często.
nie jem od 3 tygodni. nie mogę. schudłam. wybieliłam zęby, zapuszczam włosy, wszystko po to, by być inną od tej, którą mnie pamięta. by być lepszą. najlepszą wersją mnie. wykrzesam z siebie ile się da. prawdopodobnie mam jeszcze cały miesiąc. bo w lipcu będzie na miejscu, ma praktyki.
nie wiem dlaczego tak bardzo się boję.
wczoraj siadłam do mojego archiwum na gg. sprzed 2 lat.
jak wiele się zmieniło... jak nieprawdopodobnie byłam uwiązana przy Nim. każde moje słowo, każdy gest był Nim przesycony. byłam skupiona tylko na Nim. nic innego się dla mnie nie liczyło, nic nie istniało.
nawet teraz.... mam poczucie, że staram się dla Niego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz