sobota, 29 maja 2010
get out of my head!
co u Niego?
jak sobie radzi?
czy już ułożył sobie życie?
co do mnie czuje?
czy o mnie myśli?
i ta cała niepotrzebna reszta pytań, pozostawionych bez odpowiedzi.
chciałabym chociaż Go usłyszeć. wiedzieć, że wszystko okej. mam poczucie, że wyrządziłam Mu świństwo. nie chce sobie nawet wyobrażać, jak On musiał się czuć. najpierw, kiedy to usłyszał i potem, kiedy jego telefony pozostawiłam bez odpowiedzi.
.
zaczął mi się śnic. od tygodnia, noc w noc ten sam sen. trzęsienie ziemi, a On mnie ratuje. tak było, prawda? ilekroć miałam trzęsienie w życiu zawsze mogłam chociaż zadzwonić.
zostałam z niczym i to na własne żądanie.
wszystkim jest tak łatwo mówić. "olej go, będzie inny, znajdziesz kogoś, to jest lowelas, frajer".
tylko, że On należał do mnie. tylko do mnie. miałam swój kawałek świata. tylko ja i On. nasze sprawy, nasze problemy, nasze spotkania, nasze rozmowy. bo On był MÓJ.
a teraz co? a teraz wszystko jest cudze. jestem ja i ICH sprawy. chciałabym mieć jakiś kawałek własnego życia. tylko mojego. jestem przemęczona zajmowaniem się sprawami innych. pogubiłam się w tym wszystkim i znowu niestety zapomniałam o sobie. nie ma mnie. ja nie istnieje. nie tylko dla innych. przede wszystkim dla siebie samej. a to smutne.
czyli jednak stało się tak, jak przewidywałam, mam to czego chciałam.
samotność.
teraz już nikt mnie nie zrani.
sobota, 22 maja 2010
It all fades in time.
I get weary
I miss sleep
I get moody
I'm in thoughts
I write here
I'm in love
I walk on
rmf-fm. "october & april". cios poniżej pasa. tęsknię za Nim. bardzo. tak bardzo. za bardzo. myślę, wspominam, tęsknię. i albo słyszę "o&a" albo "sweet dreams"- Jego ulubioną piosenkę.
"I just wanna him to let me go...
and now when he has
it hurts me more then anything else in a whole world."
jest mi tak cholernie źle.
nagle po prostu przestał się odzywać. czyż nie taki miałam zamiar? zniechęcić Go do siebie? tak, owszem. co nie zmienia faktu, że to tak bardzo boli. 2 tygodnie 7 telefonów i jeden sms. i tyle. i dał za wygraną. czego ja się tak właściwie spodziewałam? że będzie się kajał i błagał o moje względy? być może.
może chciałam dać mu tylko nauczkę? może chciałam, żeby dał mi spokój i zdecydowałam się na to tylko dlatego, że miałam pewność, że nie da za wygraną? był w domu w zeszły weekend. to był pierwszy raz od momentu, kiedy wyjechał na studia, kiedy się nie widzieliśmy podczas Jego pobytu w domu.
a może faktycznie chciałam się z Nim pożegnać na dobre? nie przypuszczałam tylko, że to takie trudne. znów źle przewidziałam zdarzenia.
miałam cichą nadzieję, że kiedy zerwę z Nim kontakt będzie mi lżej zbudować coś z Da.
o właśnie! Da się zakochał.
no oczywiście, że nie we mnie. to byłoby zbyt piękne. to jakaś koleżanka z roku. płakałam znów bardzo długo. bo to takie przykre, kiedy nagle twoje marzenia pękają, twoje złudzenia się rozmywają, twoje odczucia okazują się błędne. to smutne, że znów oszukiwałam siebie. do tej pory zżera mnie ciekawość, która to. nie wiem czy chce wiedzieć. następna lepsza ode mnie. kolejna. ZNOWU.
czy już zawsze będę TĄ DRUGĄ?
tak przecież było ciągle. cały czas krok za kimś, wiecznie czegoś brakowało, zawsze ocierałam się o piedestał, ale nie byłam w stanie na nim tak po prostu być.
ale jestem tylko przykrym człowiekiem.
i za często marzę, by ktoś mnie pokochał.
Lights black
You're gone
Come back
Stay gone
Stay clean
I need you to need me
niedziela, 9 maja 2010
?
we used to be friends when u were a single.
i znów zarzucam sobie egoizm, zazdrość i tę całą resztę.
nie jest łatwo.
poniedziałek, 3 maja 2010
so just pull the trigger
wczoraj wieczorem zraniłam Go. powiedziałam coś, co dotknęło Go w samo serce. wszystko wczoraj było takie surrealistyczne, oderwane od rzeczywistości. jak zawsze nie mieliśmy o czym gadać, jak zwykle było specyficznie, emocje jak zawsze wisiały nad nami.
od tylu lat zarzucałam mu, że nie potrafił się zdecydować. wczoraj doszłam do wniosku, że to ja powinnam wybrać. albo On, albo nowe życie. wczoraj, jak nigdy chciałam być z nim szczera. rozmowa potoczyła się dość dziwnie. byłam chłodna, bez emocji. do czasu kiedy nie zaczął opowiadać mi o tych tabunach kobiet, które go tak strasznie uwielbiają. a potem jeszcze powiedział o tej, z którą rzekomo spał. nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. nie chciałam wierzyć. wiedziałam, że kłamie, ale gdzieś tam w środku tak bardzo mnie coś bolało.
...
"-mam do ciebie prośbę. spełnisz ją? na wzgląd tego, co było między nami? ze względu na to jak bardzo mnie szanujesz i jak jesteś ze mną związany?
- tak.
- pojedź do łodzi, ułóż sobie życie i zapomnij o mnie. to nasze ostatnie spotkanie. "
...
staliśmy przed drzwiami mojego domu, on płakał, a ja miałam wrażenie, że z bólu zaraz eksploduję. miałam zimne spojrzenie, kiedy zadawał te miliony pytań, potrafiłam tylko milczeć. to było chyba najgorsze doświadczenie. widziałam, jak cholerny ból mu zadaje. jego cierpienie było wręcz namacalne. i kiedy na pytanie czy tego chcę, czy to pewne, odpowiedziałam: tak. nie zadrżał mi nawet kącik ust. patrzyłam mu w oczy i mówiłam to tak stanowczo.
przez cały ten czas najbardziej bałam się Go stracić, a wczoraj sama wyrzuciłam Go ze swojego życia. boli. skurwysyńsko.
musiałam podjąć w końcu tę decyzję. lepiej nie mieć nic, niż mieć coś na niby. muszę zacząć od nowa. nie mogę dłużej przez niego cierpieć. to zbyt toksyczne.
boję się, że to już zawsze tak będzie. że zawsze będę od niego uzależniona emocjonalnie, że się nie uwolnię.
tak bardzo się boję, że zostanę z niczym.
przekreśliłam coś tak wielkiego, by ratować siebie. jak narazie wcale nie jest lepiej.
tak będzie lepiej. dla niego, dla mnie. to zabijało nas oboje. ktoś musiał pociągnąć za spust.